Dlatego korzystając z resztek dobrej pogody i dobrodziejstwa internetu postanowiłam, pocieszyć się "złotą polską jesienią" :-)
Źródło: internet |
Źródło: internet |
Źródło: internet |
Źródło: internet |
Źródło: internet |
Źródło: internet |
Źródło: internet |
Źródło: internet |
Wrzesień miał być u mnie miesiącem pozytywnych zmian, ale po raz kolejny przekonałam się, że przy dzieciach nic nie można sobie zaplanować. Zapisałam dzieciaki do żłobka i chciałam pomału zacząć wracać do "normalnego" (jeśli wiecie co mam na myśli) życia.
Wyznaję zasadę, że szczęśliwe dziecko to szczęśliwa matka. Siedzę, z moimi szkrabami w domu od dwóch lat i coraz mocniej czuję, że potrzebuję wyjść do ludzi, potrzebuję trochę oddechu, potrzebuję mieć możliwość zatęsknić za nimi, co pozwoliłoby mi sobie uzmysłowić, jak bardzo są dla mnie ważne. Dlatego właśnie chciałam, żeby poszły do żłobka. Oczywiście liczyłam się z tym, że mogą częściej chorować, ale to co nas spotkało przeszło moje wyobrażenie! Przez cały wrzesień były w żłobku 6 razy!
W pierwszym tygodniu po dwóch dniach zaczęły po kolei przychodzić do domy z katarem i gorączką - jakoś uporaliśmy się z tym. Poszły do żłobka na 4 dni w drugim tygodniu i wtedy się zaczęło - przeplatały się na przemian: zapalenie spojówek, prawdopodobnie jakiś rota wirus i katar z kaszlem, które trwają do teraz, a siedzimy już w domu od dwóch tygodni.
Jestem przerażona, posiadanie w domu trójki chorych dwulatków to jest ekstremalne przeżycie, każda z nich chce tylko do mamy i do nikogo innego, ale nie wolno mi trzymać dwóch na raz, bo się biją i spychają - więc w domu jest jeden ryk! Nawet jeśli tylko dwie są chore, to ta jedna zdrowa chodzi za mną i płacze, że ją brzuszek boli, bo nie rozumie czemu pozostałe dwie są noszone na rękach, a ona nie!
Tak więc wyglądał mój wrzesień - miało być tak pięknie, a skończyło się na nieprzespanych nocach, przesiadywaniu w przychodnianej poczekalni i całych dniach spędzonych z chorymi dziećmi na rękach!
I tak naprawdę nie wiem co robić dalej - bardzo się boję posłać je znowu do żłobka, bo dla mnie też było to ciężkie przeżycie, biorąc pod uwagę, że chorowałam razem z nimi. Chyba spróbuję zaprowadzić je jeszcze raz, ale jeśli znów po kilku dniach się rozchorują, to będę musiała zrezygnować z tego żłobka, bo szkoda mi dzieciaków.
*****
Jedno miłe wydarzenie miało miejsce w tym miesiącu, a mianowicie 24 września świętowaliśmy z mężem rocznicę ślubu. Dzięki uprzejmości moich rodziców, którzy przyjechali do nas i zaoferowali się zostać z dziewczynkami, mogliśmy wyskoczyć na romantyczny obiad tylko we dwoje :-)Rzadko zdarzają nam się tak miłe chwile, zwykle pochłania nas codzienność, w natłoku zajęć i obowiązków nie mamy zbyt wiele czasu dla siebie. A ja, jakby nie bez powodu, miałam ostatnio taki sen: była wojna, wiedziałam, że musimy uciekać z domu, ale mój mąż - nie wiem czemu - powiedział, że nie będzie teraz uciekał, więc zdecydowałam się uciec sama. Kiedy byłam już bezpieczna uświadomiłam sobie, że zostawiłam w domu też śpiące dzieci... i wtedy się obudziłam - obudziłam się z uczuciem przerażenia, że bez męża i dzieci moje, życie już nie ma sensu! Uczucie to towarzyszyło mi jeszcze długo po przebudzeniu, skłaniając do refleksji, że w tym pędzie życia często zapominamy o tym co jest dla nas naprawdę ważne!
A tak wyglądaliśmy 7 lat temu...
Pozdrawiam serdecznie
życząc udanego października
Iza